Bartek Pucuła zaprasza mnie na trening bokserski.
Lubię boks, wiem, że to niełatwa sprawa, ale idę. Pamiętam kiedyś… dawno… byłem na warszawskiej Gwardii. Kiedy to mogło być? Lata dziewięćdziesiąte… Zwyczajny dzień treningowy, jeszcze przed upadkiem amatorskiego sportu w Polsce. Pamiętam to wrażenie. Zapach potu i krwi, poplamione brunatnymi plamami deski ringów, które w istocie są matami, worki wiszące jak kokony wielkich czarnych motyli… i ten klimat, jak w Szaolin. Od chłopców sześcioletnich przez nastolatków, do seniorów wzajemnie oddawany szacunek starszym… od najmłodszych po najważniejszych trenerów. W pewnej chwili patrzę, środkiem korytarza idzie starszy siwy pan, drobny, niemal papierowy, jednak wszyscy rozstępują się przed nim, a on, jak mistrz Joda swobodnie rozdziela zadania…
Pamiętam też wrażenie jakie zrobił na mnie bokser zawodowy. Potężny chłop z obandażowanymi pięściami, z głową wciśniętą w barki. Wszedł na salę, spojrzał na mnie i rzekł: a co tu, kuwa, cyrk? - i wyszedł. Pamiętam, że zimno rozeszło mi się po kościach, jakbym zobaczył swobodnie biegnącego pitbulla, bestię, która może mnie zabić jednym kłapnięciem zębów… Nie miałbym nic, żeby mu przeciwstawić.
Foto: Bartek Pucuła
I teraz jestem tu, z Bartkiem, w modnym warszawskim klubie fitness, gdzie to ja mam trenować tę legendarną dyscyplinę. Bartek uświadamia mi, że rękawice, których pozwala mi użyć zupełnie mi się nie należą. Popbox - wersja dla gwiazd mediów i inteligentów z dobrych rodzin.
Czuję nagle, jakie mam chudziutkie ręce, słabe nogi i brzuch. Jedyne co mnie trzyma w kupie to butapren. Skaczemy na skakance. To akurat nawet jeszcze umiem, ale nie wiem skąd, może dlatego, że jestem dziewczyną? Ten cały mój boks to kpina. Kpina ze wszystkich mistrzów przede mną.
Bartek mówi, że Szymon Majewski ćwiczy boks na Legii. Że się bardzo wkręcił. O właśnie, myślę sobie. Boks ala Szymon Majewski.
Chociaż może nie? Może nie mam co tak histerycznie do tego podchodzić? Może dobrze, że boks się egalitaryzuje, że nie chodzi w nim już o honor, godność, męski etos, ciężką pracę i wyrzeczenia, że staje się rozrywką taką jak ping pong? Że dwa patałachy mogą sobie poboksować… Betlej i Szymon Majewski. Zamiast pójść na bilard idą sobie na boks… No może? Nie wiem.
Kliczko patrzy na mnie z plakatu i mruga okiem. Da! zdaje się mówć. Poczuj, że masz w sobie pałer, że masz jaja…
Posiadanie jaj… co za koncept, swoją drogą. Coś tak delikatnego, jak jajo, tak kruchego, ma symbolizować odwagę, twardość i wytrzymałość na ból…
Ćwiczymy podstawowe kroki, ustawienie nóg, podróżowanie w przód i tył. Próbuję podążać za wskazówkami Bartka. Trudne to, taneczne. Proste, a trudne. Zwyczajne, a jednak niezwykłe. Uczę się. Robię to pierwszy raz.
Bartek Pucuła
Przeczytałem ostatnio gdzieś to fundamentalne pytanie: kiedy ostatnio robiłeś coś po raz pierwszy?
Bartek sprzedaje mi kuksańca w brzuch. Że mam napinać. Niby napinam, ale tylko przez chwilę, potem puszczam i łażę z nim jak z workiem grochu. Głowę mam chować pomiędzy barki, rękoma chronić szczękę. Ale dłonie lecą mi w dół, jakby chciały wracać do domu, do gaci. Bartek upomina, podaje bokserskie mądrości. Staram się słuchać, ale wszystko mi się chrzani. Noga nie tu, biodrem nie tak, rękawice zjeżdżają… Kurwa! How complicated this can be!?
Dyszę ciężko. Teraz mam podążać za Bartkiem w tył i w przód po linii, krokiem bokserskim i od czasu do czasu zadawać ciosy. Boję się, że nadgarstki mi popękają, gdy moje rękawice lądują na tarczach. Zapałki. Walę prawym z całej siły, a Bartek mów, żebym nie bał się uderzyć i bił mocno, że prawy to punch! Tia… Z łodyg bambusa mnie zrobiono. Z traw upleciono. Powinienem szumieć na wietrze. Wietrznie…
Nagle Bartek wali mnie w łeb.
- Nie opuszczaj ręki! - krzyczy.
Patrzę na niego zdziwiony. Nie było mowy o tym, że ktoś będzie mnie lał!
- Ja mam szybkie nogi - mówi Bartek. - Jestem chudy jak ty, ale mam szybkie nogi. To taki dar od tego tam… z góry…
Boksujemy tak trzy rundy po cztery minuty. Ciężko oddycham, pot leje się ze mnie. Sztywnieję jak Pudzianowski w swojej pierwszej walce MMA.
- Teraz zrobimy obwód - mówi Bartek. Oznacza to, że będę robił serie ćwiczeń po 20 sekund: 1. pompki, 2. brzuszki, 3. bieg bokserski, 4. pad powstań i podskok… (to ma jakąś nazwę, ale nie pamiętam). I tak trzy razy.
Robię, ale czuję jak słabnę. W drugiej serii wymiękam, ale Bartek krzyczy, że dam radę i że mam pokazać charakter. Cisnę więc dalej. Czuję się jak dyrektor, który wyszedł zza biurka i za ciężkie pieniądze postanowił zrobić z siebie idiotę. Gdybym przyszedł tu na początku stycznia, to bym się po prostu zesrał.
Charakter… no właśnie, czy ja mam charakter?
Kończymy, idziemy się rozciągać, a ja zastanawiam się nad pytaniami, które mi ta lekcja postawiła…
Czy ja mam charakter?
Na co poświęciłem ostatnie czterdzieści lat swojego życia?
Czy potrafię się przełamać i rzeczywiście zmienić swoje ciało?
Czy to wszystko, tan cały projekt, to tylko żart?
Czy chcę być słaby? Czy godzę się na to, żeby być słabym?
Czy potrafię być silny? Czy umiałbym być silny? Czy potrafiłbym mieć przewagę?
Czemu mi się tak nogi pierdolą i nie umiem prostego kroku wykonać?
Czemu ja, kurwa, nic nie umiem!?
I wpadam w zachwyt and mechanizmem własnego ciała.
- Moim zdaniem, powinieneś zacząć od początku - mówi Bartek. - Nauczyć się podstawowych ruchów na ciężarach, wyczuć mięśnie i powoli dokonywać progresji. Zbudować podstawy. Wzmocnić korpus. Bez tego namachasz się ciężarami, ale postępów nie zbudujesz…
No właśnie, kurwa mać… muszę zacząć od początku, myślę sobie. Muszę zacząć od początku. Ze wszystkim. Ze wszystkim, z czym się da. Teraz nie tylko to wiem, przewiduję, ale czuję to całym ciałem.
Ta lekcja to jest być może najważniejsza lekcja na tym etapie mojego życia. Oszukiwanie już nie wystarczy. Muszę wreszcie zbudować podstawy.
Za tę lekcję dziękuję, Bartku Pucuła.
- A, i jeszcze jedno… - mówi Bartek zbierając sprzęt. - Pompkę masz chujową…
Chodzi mu o to podstawowe ćwiczenie. O pompkę.
- Ale to nie musi tak być na zawsze!
….
Bartek Pucuła jest trenerem osobistym, działającym w klubie McFit przy Nowym Świecie.