wtorek, 10 lutego 2015

Krytyka opinii

Idę do McFita z Dymkiem i Kapelą. To dwóch młodych opiniotwórców - chyba jakoś tak trzeba ich nazwać - z Dziennika Opinii Krytyki Politycznej. Dymek ma ze dwa metry wzrostu i wygląda jak Kliczko, a Kapela ma metr wzrostu i wygląda jak narzędzie do otwierania puszek. Jest taki filigranowy ale żylasty. Mięśnie ma uwidocznione, wszystko zaraz pod skórą, do tego drwiący głos i bardzo rozsądne opinie. A, no i ma jeszcze włosy takie trochę dłuższe, więc wygląda bardzo ładnie. Ja, jak zauważa, Dymek, mógłbym być ich ojcem, a w zasadzie ojcem Dymka, bo dymek mówi to tylko o sobie - że mógłbym być jego ojcem. Ale Kapeli ojcem też mógłbym być, czemu nie. Nie mam nic przeciwko Kapeli. 

- No i może byłbym twoim ojcem - mówię Dymkowi, zachowując czujność dowcipu - gdyby mi wtedy ciotka ze Stanów nie przysłała kondonów. 

Nigdy się nie nauczyłem mówić "kondomów" i chyba już tak zostanie. Nie przypominam sobie, żeby u mnie na podwórku mówiło się: "ty kondomie!" albo "ty pęknięty kondomie". Nie! Zawsze było "kondonie". "Ty kondonie"… jeszcze można było dodać "obsrany" na przykład. No i jak teraz wymieniam ny na my to mi się gubi dość istotna zawartość emocjonalna tego słowa. Jakbym mówił o czymś innym. 

No więc mu insynuuję, że z jego mamą coś tam coś tam, co się trzyma chyba w poetyce siłowni. A rzecz się dzieje na wiosełkach - to znaczy na tych maszynach, które udają wiosełka. Wiosłujemy tam sobie razem, ale widzę, że Dymek nie ma techniki. Zapalczywy jest, ale bez techniki. Opowiada mi przy tym o swoich studiach w USA i o tym, jak kampusy walczą o studentów stawiając kolejne sale gimnastyczne i centra fitness. Ciekawe, kiedy u nas tak będzie? Pamiętam, jak zapierdalałem na wf na jakiś brudny basen politechniki, gdzie łapałem grzybice stóp raz po raz i wąchałem woń spod pach. 

Ale to stare czasy. Chuj z tym. Co tam będę Dymkowi głowę zawracał. Gdzie tam młody starego zrozumie… syn ojca. Wiadomo, ojciec jest po to, żeby kasę dawać i nie pierdolić. 

Dojeżdżam tymi wiosłami do 2,5 kilometra i trochę mnie zadyszka łapie. Po Dymku nie widać nic. 

Idziemy więc do Kapeli. 

Ćwiczy dzielnie na plecy. Muskulatura mu się zarysowuje jak klawisze fortepianu. Robię mu zdjęcie. 


W ogóle Kapela fajny jest. Nie daje się sprowokować i wszystko traktuje poważnie. A jak żartuje, to uprzedza zmieniając tembr głosu, jakby specjalnie w cudzysłów brał. Poczucie humoru ma, i to nawet fajne jak na komunistę. Znaczy idealistę. Znaczy ideologa. 

Pytam go, a w zasadzie ich, czy są gejami. Tak pytam: Dymek, a ty nie jesteś gejem? - a potem: Jasiu, a ty nie jesteś gejem? - czyli tak samo pytam, żeby nie było jakichś niesprawiedliwości. Zaprzeczają. Nie jakoś bardzo żywiołowo, ale zaprzeczają. Dymek nawet mówi, że dziewczynę gdzieś tam ma. We Wrocławiu czy gdzieś. Dziwne… Założyłbym się, że Dymek jest gejem. Mam nawet wrażenie, że był u mnie w radiu jako gej… W sumie to zawiedziony jestem. Skoro nie gej, to jakby nie ma nic do zaproponowania, nic szczególnego. Wiadomo, gdyby był gejem, albo chociaż Żydem. A tu taki zwyczajny heteryk? 

No ale opinie ma ten Dymek, i je wygłasza. Nawet nie są to złe opinie. Na Krytykę Polityczną całkiem dobre! W ogóle się nie można przyczepić. Widać, że to wszystko nawet jakoś przemyślane, nawet trzyma się kupy… i brzmi! A to jest najważniejsze: żeby opinie brzmiały. 



No to robimy przysiady ze sztangą. Fajnie się je robi. Ledwo podnoszę tyle co Kapela, choć Kapela wygląda przy mnie jak mój syn. Tak się przy okazji rozglądam trochę, patrzę, co tam się jeszcze dzieje w McFicie i słusznie robię, bo nagle przechodzi obok mnie panna, która do złudzenia przypomina Martę Domachowską. Pytam się, czy Marta Domachowska, a ona, że nie, że nie Marta. Dziwne! Uderzające podobieństwo. Niezrażony podchodzę jednak do niej z kolegą Miśką, bo jestem tu z kolegą Miśką z RDC, który nagrywa wszystko dla radia i zagaduję, że niby co robi i co tam ćwiczy. Mówi, że jest pierwszy raz i że coś tam ćwiczy sobie. Pytam więc, jak ma na imię, a ona że Marta. A ja na to, że jak to Marta, skoro mówiła, że nie Marta! A ona, że żartowała, bo chciała nas zbyć. Wtedy się orientuję, że dla niej przecież my jesteśmy z mediów i pewnie ma dość takich jak my. Ale biorę ją na uśmiech i pytam, czy słyszała, że jest narzeczoną tego znanego tenisisty Jerzego Janowicza. A ona się śmieje i mówi, że słyszała. A ja pytam, czy to prawda, ona, że owszem. No to ja pytam, co tam u Jerzego, a ona, że jest w Montpelier w ćwierćfinale turnieju ATP. Pytam, czy dojedzie do niego, a ona, że się nie wybiera. 

Hmm, czyli Marta w Warszawie jest bez chłopaka…. Ładna ona… o mniej więcej tak wyglądała, jak ją zobaczyłem. 

Wracam do chłopaków. Ruszamy jeszcze jakimiś ciężarami, ale dość niemrawo. 

Pytam ich więc, czy się boją śmierci. Od razu zaprzeczają. Nie! - mówią. - Nie, nie boimy się! - mówią. - Ja się nie boję - mówi Kapela, i potrząsa głową. - Gdybym się bał, to bym… (i tu mi trochę jego argumentacja umyka - nie jestem pewien, co mówi, ale coś o procesach sądowych) - a na końcu brzmi to jakoś tak: groźby śmierci… 

Rozumiem z tego tyle, że otrzymywał groźby śmierci. 

Jezu! Od kogo? - zastanawiam się. Od kogo mógł taki fajny miły kolega dostawać pogróżki tego rodzaju?

- Od nacjonalistów - wyjaśnia Kapela. 

A no tak, rzecz jasna. 

Hmm, smutne. 

Dymek też mówi, że się nie boi. Wiadomo, młode chłopaki, jeszcze niczego się nie boją. Mogliby jeszcze latać na f-16 pod mostami. Kozaki. Nie to co ja. 

Ja się, kurwa, boję śmierci. 

Chuj. Idę jeszcze przycisnąć na wolne ciężary. Robię trzy serie martwego ciągu i podrzuty sztangi. 

Się, kurwa, normalnie boję. 



-------------

Moja rozmowa z Jakubem Dymkiem i Jasiem Kapelą w redakcji Marka Miśki do odsłuchania z podcastów RDC tu: http://rdc.pl/publikacja/miedzy-innymi-betlejewski-co-cialo-znaczy-dzis-filozoficzne-aspekty-ciala-projekt-bradley-cooper/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz