niedziela, 25 stycznia 2015

Spinning

Holmes Place w Hiltonie to takie jakby własne miasto. Ma swoje dzielnice. W zależności od tego, gdzie się pójdzie, takich ludzi się spotka. Po środku maty ćwiczy artystka cyrkowa, lub baletnica - cała na czarno, które swoje filigranowe ciało potrafi wygiąć jak sprężynę. Ma drobną pięknę buźkę, czarne włosy, jest śliczna. Nagle przyjmuje niezwykle bezpruderyjną pozę: oparta na łokciach i szeroko rozsuniętych kolanach wypina okrągłą pupę w górę i tak zastyga, jakby nieświadoma spustoszenia, które może czynić. Przełykam głośno ślinę, udając, że nie patrzę - nie, oczywiście że nie patrzę, takie rzeczy są naturalne, zupełnie mnie nie wzruszają… Nagle, nie zmieniwszy pozy baletnica zaczyna prowadzić beztroską rozmowę z kolegą, który nadchodzi ku niej przez las maszyn. On wydaje się całkiem rozluźniony i swobodny. Tego dla mnie za wiele. Jak można zachować tego typu dezynwolturę!? tego rodzaju niewzruszoność na kobiecy seksapil, który w postaci filigranowej baletnicy staje się gniotąco natarczywy. To wręcz niegrzeczne!

Valerie proponuje, żebyśmy poszli na spinning.

- Regard, Rafael - mówi - ten pan się gapi…

Rzeczywiście. Przy jednej z maszyn pręży się łysy Egipcjanin i zerka ócz swych rozżarzonymi węglami na Valerie. Jakby chciał ją przewiercić. Skąd wiem, że to Egipcjanin? Ależ proszę was… Wygląda więc na to, że nie tylko ja się gapię, choć ja się wcale nie gapiłem - chciałem tylko wyrównać straszliwą dysproporcję w reakcjach jaka wytworzyła się wokół baletnicy.

Valerie prowadzi mnie do sali, która znajduje się w innej części tego metropolis. Za zamkniętymi drzwiami stoją maszyny do spiningu. W drzwiach zatrzymuje nas wesoła dziewczyna, która wymierzywszy Valerie klapsa woła: hej! a kiedy przyjdziesz do nas robić tyłek?


- Jeśli ti dasz radę spinning, to Valerie se a tre agradable… - nie jestem pewien, co to znaczy, czy że Valerie będzie bardzo zadowolona, czy że Valerie będzie bardzo miła…?

- Mą ne e pa - mówi Valerie prowadząc mnie do maszyny, co znaczy: nie martw się, i dodaje: il vua tiu, czyli ona wsistko widzi…

Podłączamy się do maszyn i ruszamy. Najpier powoli jak żółw ociężale, później trenerka włącza Leibach i rozkręcamy się jak blitz krieg. Myślę - e, co tam, pojeździmy trochę na rowerkach, nic mnie tu nie może zaskoczyć - ale nagle ona, czyli czerstwa mocna baba z AWFu woła: wstań!

Wstań!? Jak to wstań!?

Znaczy to, żeby wstać na nogi i jechać w takiej pozie kolarskiego sprintu, albo wspinania się pod górę. I ona wrzeszczy: dokręć! Co znaczy, że trzeba sobie dokręcić śrubę. Dosłownie! Przy rowerze jest śruba i trzeba ją sobie dokręcić na trudniej. W głośnikach Niemiec przemawia głębokim głosem swoje proroctwa, bas zapierdala, a ja pedałuję pod górę. Chuj, nie odpuszczę!

Ale pani z AWFu mówi: nie wisieć na kierownicy - ramiona swobodne!

Chodzi jej o to, żeby chodząc na pedałach nie opierać ciężaru ciała na rękach na kierownicy. Próbuję zrobić, co mi każe, ale natychmiast czuję, że to niewykonalne. Nie dlatego, żebym nie umiał równowagi utrzymać, nie - chodzi o to, że nogi zaczynają mnie palić po czterech obrotach. Cały ciężar ciała na nogach, a nogi się kręcą. O ja pierdolę!

- Einz, zwei, eins, zwei! - krzyczy baba z AWFu podając rytm. A rytm zapierdala na niemiecką punkową nutę.

Już mi się wydaje, że jakoś to będzie, kiedy baba z AWFu mówi: nie odbijać się!

A to znaczy, żeby nie ułatwiać sobie przeskakiwaniem z pedału na pedał tylko żeby cały ciężar na udach trzymać. Osz kuuurwia!

Zasuwamy tak przez dwie godziny, znaczy pięć minut pod górę non stop. Zaczyna się ze mnie lać. Dobrze, że mam na kierownicy ręcznik.

O nie, myślę sobie, niedoczekanie twoje, babo z AWFu z tą twoją wielką umięśnioną dupą! Niedoczekanie, że wymięknę! Szczególnie, że wokół mnie konkurencja bezlitosna: dziewczęta.

Jadę. Czuję, że tchu mi brakuje, ale jadę. Każe wstać, to wstaję. Mówi: usiądź, to siadam. Mówi, pij, to piję. Mówi, leć, lecę, mówi, nie myśl, nie myślę, mówi kochaj, kocham, zabijaj, zabijam, odpocznij, odpoczywam.

Zchodzę z roweru i tracę łączność z ziemią. Valerie? Kim jest Valerie? Do domu iść. Tam się spokojnie zestarzeć i umrzeć. Tylko wcześniej zjeść coś.




4 komentarze:

  1. My wczoraj przedawkowałyśmy z Bogdanem i dzisiaj baza. Z resztą komu by się chciało w taka pogodę.Dzisiaj herbatka i jakiś film z małą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się chyba zwlekę i poruszam ciężarami. Wczoraj zrobiłem przerwę. Dziś zrobię klatkę i brzuch chyba. A potem się zesram.

      Usuń
  2. Rafale a te rowerki podobały się Tobie, znaczy czy jeszcze na nie wsiądziesz? Bo ja jakoś się nie mogę do nich przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze kiedyś pójdę. Ale chyba wolałbym poskakać więcej. Rower ćwiczę na ulicy bardzo często

      Usuń