One są wieczne. Odnawialne. Jak trawa. Za chwilę będą inne, choć takie same, te same. Możesz deptać, biegać po nich ostrymi korkami, wypalać ogniem, a po deszczu wstaną nowe, piękne, świeże. Pokryte rosą.
Patrzę na nie i płaczę jak dziadek Zorba - choćbym nie wiem jak się natężał i tak mnie rozdepczą. Zgniotą. Przemaszerują po moim grobie ze śmiechem. Już słyszę ich kroki. Ich beztroska wypełnia powietrze. Za chwilę będzie po mnie. Choćbym nie wiem, jaką miał siłę i tak ich wszystkich nie zmogę, nawet drobnej części ich… są poza moim zasięgiem.
Te wszystkie wojny, te ogniste walce, które po nich przeszły. Te kruszarki, które mieliły ich ciała na ochłapy. Te bomby rozrywające je bezlitośnie, tysiącami, milionami… i co? i nic. Są. Zdają się bezbronne, a są niezwyciężone.
I śmieją się serdecznie. Jak gdyby nigdy nic. I ciągle, ustawicznie i obsesyjnie chcą pomagać…
Te dwie mają na imię Kamila i Emilka. Stoją rozjarzone jak lampy kwarcowe. Wesołe. Młode. Piękne. Gotowe. Wysportowane.
Spotykam je na Solcu 38, tam gdzie jest szkoła tańca. Wynajmują tu sale na swoje zajęcia. Tu uczą, ćwiczą i zajmują się.
Są dla mnie bezlitosne. Pachną mi tak cudnie a zarazem podstawiają nieosiągalność pod sam nos. Wącham i łkam.
Zabieramy się do ćwiczeń. Sala jest tylko dla mnie, one są tylko dla mnie. Kamila jest instruktorką, Emilka jest motywatorką. Wszystko działa jak w naoliwionym mechanizmie. Czuję się jak ciasto pszenne, które zostaje wciągnięte w maszynę do robienia makaronu. Kamila kręci korbką, Emilka jest gniotącą zębatką.
Wariatki! każą mi szybciej i szybciej!
Robimy pajacyki i przysiady. Mam robić pompkę po czym wstać i robić podskok. Widzę się w lustrze. Widzę się.
Kamila każe mi napinać pośladki. - Napnij - krzyczy - straszna galareta! - i każe mi dotknąć swojego pośladka. Wzorcowego. Macam ją więc po pupie. Oficjalnie.
Okazuje się, że mam słabe mięśnie sylwetkowe, tak zwane głębokie. Powinienem je wzmacniać ćwiczeniami na piłce. Kamila odgraża się nawet, że pożyczy mi taką piłkę.
- Mam czterdzieści pięć lat - mówię rozpaczliwie.
Emilka robi mi czelendż. Każe mi rolować się na piłce i podpierać rękoma.
- To na ten twój sześciopak - mówi i uśmiecha się.
Nie daję rady.
- Nie dam rady! - krzyczę i zaczynam płakać… Siadam w rogu i płaczę. Mam słabe mięśnie sylwetkowe, dupę jak galareta, jestem stary.
- Nie jest tak źle - Kamila głaszcze mnie po głowie.
- Naprawdę… nie jest - Emilka ociera mi łzę - nie płacz. - Masz warunki, żeby ćwiczyć - mówi.
- A umówisz się ze mną, Emilko? - pytam. - Pójdziesz ze mną na spacer… za rękę… jakoś tak, wiesz, jak z chłopakiem?
- Nie.
--------------------
Moja rozmowa radiowa z Kamilą Nowowiejską znajduje się tu
Emilię można znaleźć na FB klikając tu
Ich studio tu
--------------------
Moja rozmowa radiowa z Kamilą Nowowiejską znajduje się tu
Emilię można znaleźć na FB klikając tu
Ich studio tu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz