piątek, 23 stycznia 2015

Valerie

Mam zaległości. Byłem w Krakowie 3 dni, nie maiłem jak ćwiczyć. Tam się teraz biegać nie da, bo w powietrzu taki smog, że zatyka. Wszyscy palą w piecach czym się da: szmatami, oponami, glutami z nosa. Legenda o smoku ziejącym ogniem i… dymem, jak sądzę, musiała narodzić się w Krakowie. Tu więcej ludzi umiera na raka płuc od dymu z kominów niż od fajek.

Wcześniej w Warszawie trenowałem. Raz w poniedziałek w domu, a raz z Valerie… Valerie…

Valerie jest Francuską. Mówi z tym słodkim i zabawnym akcentem, który powoduje, że człowiek chce się nią zaopiekować i ogrzać w dłoniach. Gdyby nie była taka energiczna, obawiałbym się, że się rozpadnie. Albo rozpłynie pod wpływem wysiłku i temperatury. Pyta mnie, zaglądając czujnie w oczy: Rafael, por qua… znaczy czemu. Czemu chceś viglądać jak Bradley Cooper?

- Bo boję się śmierci, Valerie…

- A łi… że komprą… - odpowiada z lekkim smutkiem ale zaraz się uśmiecha. Wiem, że rozumie, bo rzadko która kultura jest tak przesiąknięta strachem przed śmiercią jak ta francuska. Rzadko gdzie miłosna brawura zakończona zgonem od szpady jest tak czczona. Georges Batallie z tą swoją metaforą seksu jako umierania…



Valerie jest cała zadbana. Ma zadbane włosy, paznokcie i skórę. Ma zadbane oczy i usta. Ma też męża, który o nią dba, Amerykanina, ma też duży samochód BMW, który o nią dba, oraz fajne cycki. Siedzimy w kawiarni na czwartym piętrze hotelu Hilton w Warszawie i pijemy soki wyciskane. Valerie usłyszała o moim projekcie i bardzo jej się spodobał. Postanowiła zabrać mnie, jako gościa, do swojego klubu fitness w Hiltonie, czyli do Holmes Place. Jestem jej za to bardzo wdzięczny. Mogę wejść za darmo, aczkolwiek małostkowo wyznam, że w ramach rewanżu stawiam kawę i soki, które jak się okaże będą mnie kosztowały 80 złotych! Plus parking podziemny 22 złote czyli łącznie stówa!

Hilton nie jest dla takich leszczy jak ja.

Valerie też nie dla takich leszczy. To klasowa dziewczyna. Z przeszłością w Adu Dabi.

Klub jest zbyt luksusowy jak na mój gust, towarzystwo ze zbyt wysokiej półki. Muszę się wspinać na palce -- co zresztą jest dobrym ćwiczeniem, ale męczącym.

Ćwiczymy.

Zaczynam od wioseł. Płynę w dal. 2,5 km. Jak mi pokazuje mapa googla, dopłynąłem z Hiltona na Woli do Powązkowskiej, a nawet jeszcze kawałek dalej, tam gdzie cmentarni kamieniarze mają swoje warsztaty.


W Holmes Place wszystkiego jest dużo. Sprzętu dużo, przestrzeni dużo, ciężarów dużo, ludzi natomiast nie ma tak wielu, więc jest miejsce i można się rozhulać. Jest też basen i sauna, ale o tym za chwilę. Na razie rzucam się na ciężary, a w zasadzie ciężarki, bo ja ciągle w dolnych rejestrach skal jestem, oraz na skakankę. Ćwiczę obwodowo, na całe ciało, utrzymując wysoki puls, czyli intensywnie, z małymi odstępami, robiąc po dwa ćwiczenia równolegle. A jak nie mam akurat ćwiczenia, to skaczę na skakance, albo robię przewroty na materacu.


W zasadzie czuję się tu dobrze. Swobodnie. Nie mam ataku paniki, choć może to zasługa Valerie, której obecność wpływa na mnie kojąco. Nie chciałbym się jej wydać kompletnym wariatem, nie chciałbym też wypaść na chama. Gdybym wyszedł bez słowa. Uciekł. Nie, na to jestem za stary.

Może jednak trochę tu przynależę? Do tego jet-set society… Może nie jest ze mnie aż taki parweniusz na jakiego pozuję?

Valerie się nie przemęcza. Pobiegała trochę na bieżni, teraz porusza hantelkami. Czasami coś zagada, ale nie narzuca się. Daje mi się rozkręcić.

Jest kilku ciekawych osobników. Wśród nich rzuca się w oczy jeden wyjątkowo wysoki i wspaniale zbudowany. Prosty jak struna, wąski w biodrach i talii, z szerokimi plecami. Też zadbany. A nawet można powiedzieć: wypielęgnowany. Przystojny. Broda przycięta jak angielski żywopłot. Markowe dresy. Postanawiam zagadać.

- Cześć, ..ateusz - mówi.

- Tadeusz? - dopytuję.

- Nie! Mateusz! - oburza się - nie znoszę imienia Tadeusz - mówi. - Wydaje mi się jakieś takie staroświeckie.

- Racja - mówię. - Tadeusz Rydzyk i pan Tadeusz. Ja też wolę ewangelistę Mateusza.

Okazuje się, że Mateusz jest dziennikarzem. Pracował kiedyś w RDC, teraz jest w telewizji i robi lajfy. Nie jestem pewien, co to jest, ale chyba chodzi o wejścia na żywo. TVN24. No tak, myślę sobie, trafiłem na gwiazdę TV. Pytam go, jak to osiągnął, że wygląda jak gladiator, a Mateusz mówi, że jeszcze dwa lata temu ważył 130 kilo, ale się wciągnął w treningi, połknął bakcyla i ćwiczy non-stop. No i ma rezultaty. Mateusz wygląda jak Bradley Cooper. Prawdę mówiąc czuję się przy nim jak leszcz. I to mały leszcz, bo Mateusz ma 197 cm wzrostu. Wymieniamy się telefonami. Mateusz przyjdzie do mnie do radia. Później googluję go i oto on, Mateusz Hładki:



Motto Holmes Place brzmi: One Life, Live It Well.

To też jest o śmierci.

Być może to kwintesencja moich lęków. Że coś stracę, że coś przeoczę, że jakiejś szansy nie wykorzystam. Że zaraz będę stary i chory, nieatrakcyjny, zapomniany. Że nigdy nie będę jak Bradley Cooper.

Z Valerie siedzimy potem w saunie. Ciemno, parno. Nie widzę jej. Słyszę jak szepce: Betlej, ale porkua? Ciemu chciemy być perfect? Pśiećież ty jesteś perfect juź. Ja jestem perfect juź. Nie potrzebuja impląt du silokon w moje cycki. Mam fajne cycki… No więc porkua?

No właśnie porkua masz fajne cycki, Valerie, ja chcę być jak Bradley Cooper. Na nic się nie zgadzam, nic nie akceptuję, z niczym się nie pogodziłem, to wszystko nie jest OK, nie dam się pogrzebać żywcem.

Walczę.

I żeby sobie coś udowodnić, robię Valerie nieskromne zdjęcia.


Pourquoi, Valerie…

--------

No i moja ocena: czysto, miło, dużo miejsca, wszystko jest, fajna sauna i basen, ale bez stylu, bez muzyki, lans, ludzie dość specyficzni, sporo turystów i snobów, dużo ludzi przypadkowych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz