niedziela, 18 stycznia 2015

Lady D.

Lady D. czyli Luiza, inaczej mówiąc moja nowa królowa fitnessu, dziewczyna, która zaproponowała mi pomoc na mojej drodze do kaloryfera kupera.

Spotykam ją w recepcji FitnessClub S4 przy Puławskiej 39. Czeka na mnie z szerokim uśmiechem. Jest  wesoła, otwarta, nieduża i sprężynowa. Jak nóż. Oczami wyobraźni mógłbym ją przenieść do portowej speluny w Lizbonie, gdzie Paco zapija miłość cierpką bagaco, a Inez sączy w ciemność smętne fado. Drzwi się otwierają i wchodzi ona, Lady D. - tańczyć tango.


Lady D. bierze mnie na bok i oswaja. Zadaje pytania o przeszłość i czy miałem złamania. Owszem, mówię, miałem… Serce złamane miałem. W trzech miejscach z przemieszczeniami. Nie do naprawy…

Potem Lady D. zaczyna mnie mierzyć. W tym celu kuca przede mną i obejmuje mi centymetrem krawieckim udo. Dość to wszystko niezwykłe… Gdyby nie moja notoryczna skłonność do nudy, uległbym oszołomieniu.

Mamy wyniki:
Pas: 97cm
Klatka: 104
Udo: 62
Biceps: 31

- Popracujemy nad twoimi rękoma - mówi Luiza, odnosząc się zapewne do liczby 31. Tia…

Siadam na wiosełka i odpływam. Luiza idzie się przystosować. Kiedy wraca, wygląda tak:


Uroczo. Ja natomiast wyglądam tak:



Przystępujemy do pracy. Najpierw wyciskam na ławeczce, potem podnoszę hantle nad głowę siedząc na ławce, następnie wznoszę sztangę ćwicząc na biceps, coś tam jeszcze i jeszcze, a potem idziemy na salę do tańca i ruchańca, czyli wszelkiego podskakiwania. I tu mi się zaczyna podobać. Wielkie wnętrze, bardzo wysokie, trochę jak lofty w Nowym Yorku z dachami pod niebem, wielkie lustro, piłki, ciężarki, skakanki… choć nie, skakanki akurat nie ma. Pompuje muzyka, a przed lustrem tańczy jedna osoba - hermafrodyta - w stroju nie pozwalającym zidentyfikować płci, może chłopak, może dziewczyna, nie wiem. 

Muzyka nas ogłusza, obejmuje, ale to dobra muzyka. B-Boyska, rytmiczna, nowoczesna. Bez wiochy. Lady D. zaczyna tańczyć - widać, że ma to w sobie, ten zapał, ten rezonans, który każe ciału się ruszać, gdy rytm zgniata żebra. Fajna ona jest. 

A potem zaczyna mnie kompromitować. To znaczy nie robi nic specjalnie, po prostu samo to wszystko wychodzi - daje mi ćwiczenia na mięśnie brzucha, a że ja za bardzo na te mięśnie nie jestem przygotowany, to i tak to wychodzi. Czuję się jakiś taki dorosły. 

Po co ci to, Betlej? 

Chcę wyrzeźbić maskę, pod którą ukryję swoje umieranie. A to już się zaczęło i już prześwituje. 

- Lady D.? Czy myślisz, że mogę osiągnąć cel? - pytam przekrzykując muzykę. 

- Co?!

- Czy moogę osiągnąć ceel!? - wrzeszczę jej do ucha. 

- A jaki jest twój ceeel!?

Właśnie. Chcę być jak Bradley Cooper, jak ktoś inny… nie wiem… Jezu! 

Luizo... Ratuj mnie... Jestem sam, jestem stary, umieram. 


A Lady D. tylko się uśmiecha, mówi, że dam radę i że jestem świetny. Jak to niewiele potrzeba… Potrzeba, żeby ktoś w człowieka uwierzył… albo nawet nie musi wierzyć, wystarczy, żeby skłamał, że wierzy. Żeby pokazał jak się zachwyca. I Lady D. się mną zachwyca. Pomaga mi wygiąć nogę i mówi, że robię to świetnie, choć wcale tego nie robię świetnie. I mówi do mnie w takich słowach: jesteś dużym silnym mężczyzną…. Mężczyzną… Przystojnym… Szczupłym…. Osiągniesz rezultaty bez problemu, musimy tylko trochę popracować… bo masz świetne warunki… i jesteś mężczyzną… 

W pewnej chwili przyciska mnie gdzieś w okolicy biodra, ale tak bardziej na brzuchu i pyta: Wiesz co to za mięsień?

Myślę gorączkowo, bo nie wiem, o co pyta: czy o to, co ma pod ręką, czy o jakiś mięsień na mojej nodze, którą - nogę - trzyma w górze i na którą napiera. 

- Wydaje mi się, że mój członek… - mówię…

Śmieje się… Ja też się śmieję… 

- Nie! Nie, to jest mięsień biodrowo lędźwiowy! - i znowu się śmieje. 

Ja też się śmieję. I chyba na tym to polega, żeby się śmiać, co nie?

----------------------

A… no i moja ocena s4. Wynik zaniża sauna, która jest po prostu kawałkiem drewnianej budy wsadzonej w szatnię męską, trochę jak kibel. Dość słabe są też prysznice. Recepcja wygląda dość ubogo. Ale ta dominująca czerwień mi się podoba. I ta wysokość. W porzo. Mogę polecić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz